pixel
Biegi Ultra

[RELACJA] Łemkowyna 100 km raz jeszcze!

2019-11-04
[RELACJA] Łemkowyna 100 km raz jeszcze!
Znów dochodzi pierwsza w nocy. Robię kilka ostatnich przebieżek i po raz drugi ustawiam się na stracie Łemkowyna Ultra Trail 100 km. Choć trasa jest ta sama, dla mnie szykuje się zupełnie inny bieg. Pierwszy raz znam dokładnie przebieg długiego biegu, rozpisałam międzyczasy, a na punktach będzie czekał na mnie support. W ubiegłym roku liczyła się dla mnie przede wszystkim przygoda, pierwszy wschód słońca podczas ultra i piękne widoki. Tym razem chcę powalczyć z samą sobą, poprawić wcześniejszy czas i zobaczyć czy przez rok udało mi się zrobić postęp. Apetyt jest ogromny bo 5 tygodni wcześniej z pozoru błahy upadek na treningu wykluczył mnie ze startu w Biegu 7 Dolin. Czas więc trochę się zmęczyć! Ustawiam zegarek i ruszamy!


ZBYT ŁATWE POCZĄTKI





Już po kilku sekundach widzę, że dzieje się coś dziwnego. Nikt nie chce biec pierwszy! Biegnę wolno, a i tak jestem na przedzie. Nie cieszy mnie ta sytuacja, bo jestem pewna, że kilku chłopaków za chwilę przyśpieszy, a ja zostanę z tyłu niczym zawodnik biegający 10 km, który przez przypadek trafił na ultra i rozpoczął za szybko. Do tego nie ma co ukrywać - nie jestem mistrzem nawigacji i nieraz się gubię, a biegnąc pierwsza nie czuję się zbyt pewnie. Po chwili jednak decyduję się napierać swoim tempem i nie zwalniać na siłę. Czuję się dobrze, a pogoda jest idealna. Od razu jednak widać, że błota jest dużo więcej niż w ubiegłym roku. Wiem już, że niełatwo będzie mi pobiec szybciej niż ostatnim razem. Magia nocy w Beskidzie Niskim jednak wynagradza wszystko. Uwielbiam te pierwsze 20 km do Ropek, na których trasa wije się to w górę to w dół, między świecącymi taśmami, zawieszonymi jakby między jawą, a snem. Chyba nigdy nie przestanę zakochiwać się w tym miejscu.




Start Łemkowyna Ultra Trail 100 km

Ostatnie chwile przed startem setki. Bieg zaczynał się o 1, czekała mnie więc cała noc w Beskidzie Niskim. Zdj. Piotr Dymus



W końcu ktoś mnie dogania. Biegniemy razem przez chwilę i okazuje się, że chcemy uzyskać podobny czas - złamać 13 godzin. Miło mieć towarzysza, ale wkrótce zostaję z tyłu. Zaliczam kilka małych poślizgów i ląduję dłońmi w błocie. Cieszę się, że nie wpadłam cała w brązową breję, ale oczami wyobraźni widzę jak będę wyglądać jak przez przypadek dotknę dłońmi twarzy. Nie chce przyśpieszać. Wiem że to dopiero początek biegu i lepiej oszczędzać siły na ostatnie, najtrudniejsze 20 km. Jak dowiem się później z listy wyników, Przemek, który mnie wyprzedził dobiegł na pierwszy punkt 2 minuty przede mną, ale skończył zawody na 8 miejscu.

Kolejne kilometry mijają niemal bez wysiłku. Dobiegam na pierwszy punkt, na którym mój chłopak miał przekazać mi kijki i uzupełnić flask. Support jest, flask jest, ale najważniejszych kijków nie ma… Już wiemy co poprawiać następnym razem. Ruszam więc dalej trochę zmartwiona, że czekają mnie 2 strome podejścia. Być może z kijami pokonałabym je niewiele szybciej (nie jest mistrzem w ich używaniu), ale na pewno mocno odciążyłabym nogi. Nie jest jednak tak źle jak myślałam. Podejścia mijają dość gładko i czuję się lepiej przygotowana niż rok temu. Dobrze przepracowane ponad pół roku z trenerem Piotrem Suchenią i treningi w BodyWorku oddają włożony wysiłek.


SAMOTNOŚĆ W MORZU BŁOTA



Mijam kolejnych zawodników z trasy 150 km, którzy ruszyli godzinę wcześniej. Powoli jednak zaczyna łapać mnie pierwszy mały kryzys. Tonę w błocie, które w okolicach Wołowca nie ma końca i zabiera cenne minuty. Po raz kolejny moczę stopy w potokach, które pojawiają się jeden za drugim. Zwyczajnie chce mi się spać. Próbowałam zasnąć na chwilę wieczorem przed startem, ale bezskutecznie. W głowie wirowały mi kolejne punkty trasy, lista sprzętu obowiązkowego i cała mieszanka dobrych i złych myśli.




Na trasie Łemkowyna Ultra Trail 100 km

Piękny i fragmentami dziki Beskid Niski. Zdj. Piotr Oleszak



W końcu zmęczona dobiegam do Wołowca i piję wymarzony rosół. Uśmiech mojego supportu i Piotra Oleszaka dodają mi sił, choć sama chyba muszę wyglądać na niespecjalnie zadowoloną. Na szczęście jestem na punkcie przed zaplanowanym międzyczasem. Po chwili mały kryzys mija i cieszę się nadchodzącym wschodem słońca. W górach zrywa się coraz większy wiatr, a ja przez długi odcinek trasy biegnę sama, nie widząc nikogo przed sobą i za sobą. Beskid Niski pokazuje swoje bardziej dzikie oblicze, a mój bieg staje się niczym więcej niż byciem tu i teraz. Kocham tę samotność i zmęczenie, które za chwilę zacznie boleć, ale na razie jest wręcz kojące. W tym roku wszystko zdaje się działać na moją korzyść - nie mam większych problemów z żołądkiem, czuje się silniejsza, a sprzęt, który zabrałam na trasę sprawdza się perfekcyjnie.


NIE DO WIARY



Zbliżam się do punktu na Przełęczy Hałbowskiej i słyszę, że jestem pierwsza - pierwsza open! Gdzieś po drodze musiałam wyprzedzić pierwszego zawodnika. Mój support spisuje się doskonale - uzupełniam szybko napoje, żele i biegnę dalej. W ostatniej chwili decyduję się zabrać na ten odcinek również kije. Pierwszy raz testuje Leki Micro Trail Pro - z dołączoną rękawiczką. Szybko okazują się super rozwiązaniem.




Na trasie Łemkowyna Ultra Trail 100km

Zmęczenie i determinacja na ostatnich kilometrach biegu. Zdj. Piotr Dymus.


Wracam na trasę i dalej nie mogę uwierzyć, że mam szansę być na mecie przed wszystkimi mężczyznami. Sama przed sobą usprawiedliwiam się, że końcu jeśli kilku facetów mnie wyprzedzi i będę w pierwszej piątce lub trójcie to i tak będzie super. Z drugiej strony nie chcę odpuszczać. Nigdy nawet nie śniło mi się wygranie biegu open i na myśl o mecie chce mi się płakać ze szczęścia. Myślę o bliskiej osobie, które codziennie stacza znacznie trudniejszą batalię z chorobą i staram się przyspieszyć. Choćby miałoby to bardzo boleć, nie mam zamiaru poddać się bez walki.


TU ZACZYNA SIĘ ULTRA



Przed ostatnim punktem wiatr daje mi coraz bardziej w kość. Wieje prosto w twarz i mocno spowalnia, a ja gdzieś po drodze lekko się gubię. Dokładam jakieś 500 metrów. Niby niewiele, ale każda minuta jest na wagę złota. Zakładam słuchawki. Po drodze kilku mijanych zawodników krzyczy, że jestem pierwsza i kibicuje. Znajomi piszą wiadomości - widzę tylko kilka, ale każde słowo dodaje sił.

Chyrowa - 82 km. Ostatni punkt, ostatni buziak od mojego chłopaka przed metą i szykuję się na najgorsze. To dla mnie najtrudniejszy odcinek na trasie. Już po kilkunastu minutach dopadają mnie skurcze. Nogi stają się betonem i mimo prostego odcinka muszę przejść do marszu. Wiem, że jeśli tak będzie wyglądało ostatnie 15 km o wygranej muszę zapomnieć. Wyciągam kije, które używam tylko na podejściach i zmuszam się do biegu. Pomaga! Nadal jest trudno, ale na szczęście trochę przyśpieszam. Zbieg wychodzi w miarę gładko. O dziwo nieważne jak bardzo bolą mnie nogi zbieg jest zawsze dla mnie wybawieniem.




Meta Łemkowyna Ultra Trail 100km

Ulga i ogromne szczęścia. Pierwsze chwile na mecie. Zdj. Sylwester Wojnar


Ostatnia, niemal mordercza wspinaczka na Cergową. (Ta góra nie ma końca!). Zbieg, uśmiech Janka Nyki i czuję już metę. Znów chce mi się płakać i cieszę się z niemal niemożliwego. Ale tylko do czasu… Na 3 km przed metą nie widzę oznaczeń. Panicznie rozglądam się dookoła, zawracam i nadal nic. W końcu są chorągiewki. Jestem na trasie, ale straciłam dobre 5, 6 minut... Obracam się kilka razy i nie mogę uwierzyć, że w tak głupi sposób mogłam stracić pierwsze miejsce. Trasa była bardzo dobrze oznaczona. To po prostu ja się zagapiłam, będąc już myślami na mecie.

W końcu słyszę głosy z Iwonicza. Lekko przyśpieszam i nie mogę przestać się uśmiechać. Udało się! Wygrywam bieg open, na przekór wszystkim hasłom o “słabej płci”, gorszym wynagrodzeniom, niższym nagrodom na niektórych biegach i wszystkim podobnym bzdurom. To pierwsza i pewnie ostatnia moja wygrana open. Zostanie już jednak ze mną na zawsze. Takim biegom oddaje się wszystkie swoje siły, by w zamian dostać ich 2 razy więcej. Dobiegam 55 minut szybciej niż rok temu. Do zobaczenia w następnym sezonie!


SUPLEMENT: MÓJ SPRZĘT NA ŁEMKOWYNA ULTRA TRAIL 100KM



Poniżej opisy części sprzętu, który używałam na trasie lub do podobnych modeli, które zastąpiły ich niedostępnych już w sprzedaży poprzedników.

Buty Saucony Peregrine damskie

SAUCONY PEREGRINE

Super kompromis między odpowiednią dawką amortyzacji i dynamiką. Buty dobrze sprawdziły się na błotnistym podłożu i dawały poczucie stabilności, nawet wąskim stopom jak moja. Cholewka tego modelu dopasowuje się dynamicznie stopy, dzięki ciekawemu systemowi wiązania - Isofit. Dla mnie świetne buty na długi bieg, w którym przede wszystkim liczy się komfort i bieżnik dopasowany do podłoża.


Dodaj do koszyka Saucony Peregrine damskie

Kije do biegania Leki Micro Trail Pro

KIJE DO BIEGANIA LEKI MICRO TRAIL PRO

Dla mnie niemal ideał. Szybko się składają i są bardzo lekkie. Dołączona do nich “rękawiczka” odciąża dłonie i pozwala na bardziej efektywne odpychanie się od podłoża. Dzięki temu, że kije występują w rozmiarach co 5 cm udało mi się znaleźć wysokość odpowiednią dla mnie (115 cm przy 170 cm wzrostu).


Kije do biegania Leki Micro Trail Pro

Stuptuty do biegania Inov-8 All Terrain Gaiter

STUPTUTY INOV-8 ALL TERRAIN GAITER

Niezastąpione podczas biegania na łemkowszczyźnie. Zapobiegają wpadaniu do butów błota i kamyków. Docenia się je zwłaszcza na tak długiej trasie, na której po paru godzinach mała niedogodność może przerodzić się niemal w powód do zejścia z trasy.


Stuptuty do biegania Inov-8 All Terrain Gaiter

Skarpety Dexshell Ultralite Bamboo Socks

SKARPETY WODOODPORNE DEXSHELL

Nieprzemakalne skarpety to rozwiązanie świetnie sprawdzające się w chłodnej, mokrej aurze. Dzięki nim niemal bez zastanowienia przebiegałam przez strumienie, nie bojąc się o zamoczenie nóg. Są bezszwowe i bardzo wygodne, choć dla niektórych osób mogą wydać się grube na jesień. Przy mojej wąskiej stopie i marznących kończynach sprawdziły się jednak idealnie. Dobrze dobrane buty i skarpety sprawiły, że po biegu na miałam ani jednego bąbla. Na stosunkowo ciepłą Łemkowynę wybrałam model z cienszej serii Ultra Flex. Skarpety występują w kilku wariantach.


Skarpety wodoodporne Dexshell

Pas do biegania Naked

PAS ARCH MAX TRAIL PRO

Niepozorne, ale świetne rozwiązanie na przenoszenie i szybkie wkładanie i wykładanie kijków. Wcześniej testowałam już opcję mocowania kijków do plecaka i uważam, że rozwiązanie z pasem jest dużo lepsze i wygodniejsze. Pozwala również na odciążenie pleców. Pas wykorzystuję na wielu treningach, pakując w niego klucze, telefon, żele czy nawet mały soft flask.


Pas do biegania Naked

Pokaż więcej wpisów z Listopad 2019
Podziel się swoim komentarzem z innymi